Zastanawiałam się
niedawno, co by było gdyby Jakub Dymek poniósł jakieś konsekwencje prawne –
jeśli nie za gwałt, który może być trudny do udowodnienia po kilku latach, to
przynajmniej za molestowanie, do którego pośrednio przyznał się w jednym z
wywiadów. W takiej sytuacji blady strach padłby na wszystkich, którzy uważają,
że przemoc seksualna wobec kobiet to nic zdrożnego. Po prostu normalne
zachowanie młodego mężczyzny, który lubi się dobrze zabawić. Mówiąc w
wywiadzie: „Chodziłem na imprezy, spotykałem się z kobietami, zachowywałem się
tak, jak zachowuje się 25-latek”, publicysta normalizuje i bagatelizuje
seksualne naruszenia granic innych osób. Trudno jednak się z nim nie zgodzić co
do tego, że takie podejście rzeczywiście jest częste i powszechnie akceptowane
w naszej kulturze.
Wyrok dla Dymka
oznaczałby zatem, że wielu innych mężczyzn musiałoby się zacząć bać, że ktoś powyciąga
im różne sprawki, których nawet specjalnie nie starali się ukrywać, bo przecież
to bardzo sexy mieć opinię playboya i móc się pochwalić swoimi podbojami przed
kolegami! Co jednak gdyby okazało się, że z tego powodu mogliby stracić pracę,
doświadczyć środowiskowego ostracyzmu, a może nawet trafić do więzienia?
Poza tym życie
straciłoby przez to swój szalony smak przygody! Już nie wolno byłoby im łapać
za różne części ciała, które przecież same się pchają w ręce! Naprawdę nie
można by jak normalny człowiek wykorzystać nietrzeźwej? Nie tylko trzeba by
serio traktować każde „nie” – a przecież te dziwki tylko się krygują na niedotykalskie!
– ale jeszcze pytać o wyraźne „tak”? Co z dobrą zabawą? Jak można tak odbierać
radość życia pełnym wigoru hedonistom?!
Zastanawiam się, ilu z
tych, którzy w sprawie Dymka krzyczeli o standardach i domniemaniu niewinności,
ma podobne przewinienia na swoim koncie? Ilu z nich po prostu nie wyobraża
sobie życia bez tego rodzaju „dobrej zabawy”? Ile osób płci obojga stawało w obronie
publicysty, ponieważ znają takich, którzy zachowują się podobnie? A będąc ich
przyjaciółmi, wiedzą, że są to przecież w gruncie rzeczy dobrzy ludzie?
Takich mężczyzn musi
być bardzo wielu, skoro jak mówią badania Fundacji STER,
22% polskich kobiet zostało zgwałconych, 23% doświadczyło próby gwałtu, 38%
zostało zmuszonych do wykonania innej czynności seksualnej, a molestowanych
było aż 88%. Ktoś musiał tych przestępstw dokonać. Ktoś musi tych ludzi znać –
i w większości przypadków o tym wiedzieć lub przynajmniej podejrzewać.
Przyjrzyjmy się samym
przypadkom gwałtu. Ludność Polski to obecnie 38 milionów, z tego nieco ponad
połowa płci żeńskiej. Nawet jeśli wykluczymy dziewczynki poniżej 15 roku życia,
uznając, że pedofilia to inny przypadek, zostaje około 16 milionów kobiet i
nastolatek, z czego 22% daje 3 520 000. Badania mówią, że większość
gwałcicieli to przestępcy seryjni – załóżmy zatem, że każdy z nich ma na
sumieniu średnio 10 kobiet. Daje to 352 tysiące gwałcicieli. To duże miasto. Na
liście największych polskich miast wylądowałoby na ósmej pozycji wyprzedzając
Bydgoszcz, Lublin i Białystok. A jeśli dodamy do tego tych, którzy wymuszali
inne czynności seksualne albo w ten czy inny sposób molestowali? Tak, oni
chodzą po tych samych ulicach co my! Nie mówcie, że ich nie znacie! Gdy
ujawniono wieloletnią działalność przestępczą Harvey’a Weinsteina, nikt ze
środowiska filmowego nie był zaskoczony. Wszyscy wiedzieli – nikt nie reagował.
Jak wielokrotnie
pisano, tym co najbardziej odstrasza potencjalnych przestępców, jest
nieuchronność kary, a nie jej wysokość. Obecnie natomiast sprawcy przestępstw
seksualnych praktycznie nie muszą się martwić tym, że poniosą jakiekolwiek
konsekwencje. 67% spraw tego typu jest umarzanych, a te 33%, gdy postępowanie
zostanie wszczęte, to kropla w morzu biorąc pod uwagę, że 90% kobiet w ogóle
nie zgłasza takich przypadków uważając całkiem słusznie, że szansa na
sprawiedliwość jest nikła, natomiast na wtórną wiktymizację w wyniku działań
wymiaru sprawiedliwości – spora. Ponadto sądy wydają wyroki uniewinniające
nawet wtedy, gdy sprawca się przyznał,
za to konsekwencje prawne spotykają osoby mówiące głośno o przemocy, jakiej
doświadczyły. Trudno o lepszą zachętę dla sprawców.
Reforma wymiaru
sprawiedliwości może być trudnym i długotrwałym zadaniem, jednak jeśli ważna
jest przede wszystkim nieuchronność, a nie rodzaj poniesionych konsekwencji,
możemy w tej sprawie zrobić coś od razu. Przestępstwo zgwałcenia ścigane jest z
urzędu, a zatem każdy i każda może zgłosić podejrzenie, że do niego doszło i
organy ścigania mają wtedy obowiązek te doniesienia sprawdzić. Już sam fakt, że
potencjalny sprawca zostanie wezwany, by złożyć wyjaśnienia, da mu poczucie, że
ludzie widzą jego postępowanie i reagują. Będzie się musiał wtedy bardziej
pilnować i prawdopodobnie w wielu przypadkach uzna, że to, na co miał właśnie
ochotę, jest jednak zbyt ryzykowne. Dzięki temu realnie możemy zmniejszyć ilość
ofiar takich przestępstw.
I nie, to nie jest
wyłącznie sprawa kobiet. Jestem przekonana, że oprócz dużego miasta gwałcicieli
istnieje w Polsce znaczna liczba mężczyzn, dla których naruszanie granic kobiet
jest czymś zdecydowanie karygodnym i niedopuszczalnym. Ale jeśli tak, muszą
mieć oczy i uszy otwarte. Nie mogą bać się mówić.
Często aby wykazać,
jak bardzo mizoginiczną religią jest islam, wskazuje się, że według Koranu
świadectwo kobiety jest równe połowie świadectwa mężczyzny. Jednak w Polsce podważanie
słów kobiet zgłaszających przemoc seksualną jest tak powszechne, że obawiam
się, że mogłoby ich nie wystarczyć nawet dziesięć, by przeważyć zdecydowane zaprzeczenie mężczyzny, że nic złego nikomu nie
zrobił. Jeśli kobieta oskarża, to na pewno z zemsty i chęci zniszczenia życia dobremu
obywatelowi. Co innego jednak, gdy swoje podejrzenia zgłasza bezstronny
świadek, który dodatkowo jako mężczyzna wolny jest od przyrodzonej kłamliwości
kobiet.
Tak, w tej kulturze
jesteście uprzywilejowani także w ten sposób, że wasze słowo ma większą wagę. To
zaś oznacza, że spoczywa na was większa odpowiedzialność. Boicie się, bo
sprawca jest wysoko postawiony i może wam utrudnić karierę? Tak mówili na
przykład aktorzy i reżyserzy, którzy woleli nie ryzykować braku przychylności
producenta mającego ogromne wpływy w amerykańskim filmowym światku. Ale jeśli
wy się boicie, co ma powiedzieć kobieta, której i tak nie uwierzą, za to
prześwietlą na wylot jej życie seksualne
i zmuszą do opowiadania z
najdrobniejszymi szczegółami tego, co jej zrobiono? Do tłumaczenia się,
dlaczego nie krzyczała, nie szarpała mocniej, dlaczego piła albo w ogóle była w
złym miejscu o złej porze?
Przyjrzyjcie się jeszcze
raz statystykom: co piąta kobieta została zgwałcona. Prawie wszystkie były w
ciągu swojego życia molestowane. Jeśli podejrzewacie, że wasz znajomy narusza
granice kobiet i nic z tym nie robicie – jesteście współodpowiedzialni.
Często zresztą nie jest
to nawet kwestia żadnych poważnych konsekwencji zawodowych, bo chodzi o waszego
kumpla, który nic wam tak naprawdę nie może zrobić. Ale przecież z kumplami się
trzyma, a nie na nich kabluje! Z kumplami fajnie się pośmiać przy piwku i nawet
jeśli skądinąd przyznalibyście, że ich dowcipy są mocno obrzydliwe, nie chcecie
uchodzić za drętwego prymusika, co to obrusza się na prawdziwie męskie, twarde
rozrywki. Ale czy tego typu „męska przyjaźń” jest warta podtrzymywania, jeśli jej
efektem jest poczucie bezkarności u sprawców przemocy seksualnej – i w
konsekwencji ogromne ludzkie cierpienia? Czy naprawdę chcecie legitymizować traumy
kobiet waszymi porozumiewawczymi śmieszkami i waszym milczeniem?
Owszem, bywa i tak, że
zgłoszenie przestępstwa rzeczywiście niesie za sobą poważne ryzyko. Ale i wtedy
zostaje coś do zrobienia. Można na przykład wspierać ofiary, dając im poczucie,
że jeśli zdecydują się o tym opowiedzieć, zostaną wysłuchane, że jest ktoś, kto
potwierdzi ich świadectwo. Według badań fundacji STER ponad połowa kobiet nie
mówi o doznanej przemocy nikomu, ponieważ boją się, że ich doświadczenie będzie
podważane czy bagatelizowane, że zostaną obarczone winą za to, co im zrobiono. To
właśnie na ich milczeniu, które jest efektem społecznej nieufności lub nawet
wrogości wobec ofiar przemocy seksualnej, opiera się poczucie bezkarności
sprawców.
Eksperci mówią, że gdy
jesteśmy świadkami agresywnych zaczepek w miejscu publicznym, nie musimy, a
nawet nie powinniśmy otwarcie konfrontować się z ich sprawcą – duże znaczenie
ma sam fakt symbolicznego stanięcia po stronie ofiary. Jeśli usiądziemy koło
niej w autobusie, spytamy się o samopoczucie i zaczniemy rozmowę na neutralny
temat, sprawca nie będzie czuł, że ofiara jest sama, a wszyscy wokół odwracają
się plecami. Samo to zmniejsza jego poczucie bezkarności i w analogiczny sposób
można wspierać koleżanki w pracy albo nieznaną dziewczynę na imprezie.
Owszem, aby skutecznie
walczyć z przemocą seksualną, konieczna jest gruntowna zmiana postaw funkcjonariuszy
wymiaru sprawiedliwości. Ale przemiana musi nastąpić także w społecznej mentalności
i milczącą, lub co gorsza porozumiewawczo śmieszkowatą, akceptację musi
zastąpić poczucie współodpowiedzialności za to, co się dzieje tuż pod naszym
nosem. Bo dzieje się stale. Jeśli jesteś świadkiem przemocy seksualnej – zgłoś to.
Jeśli masz taką możliwość, postaraj się też zrobić zdjęcia czy nagrać
wypowiedzi mogące być dowodami w sprawie. Niech przestępcy seksualni w końcu
przestaną czuć się bezkarni.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń