poniedziałek, 25 listopada 2019

Gwałciciela zgłoś, zgłoś, zgłoś!



Zastanawiałam się niedawno, co by było gdyby Jakub Dymek poniósł jakieś konsekwencje prawne – jeśli nie za gwałt, który może być trudny do udowodnienia po kilku latach, to przynajmniej za molestowanie, do którego pośrednio przyznał się w jednym z wywiadów. W takiej sytuacji blady strach padłby na wszystkich, którzy uważają, że przemoc seksualna wobec kobiet to nic zdrożnego. Po prostu normalne zachowanie młodego mężczyzny, który lubi się dobrze zabawić. Mówiąc w wywiadzie: „Chodziłem na imprezy, spotykałem się z kobietami, zachowywałem się tak, jak zachowuje się 25-latek”, publicysta normalizuje i bagatelizuje seksualne naruszenia granic innych osób. Trudno jednak się z nim nie zgodzić co do tego, że takie podejście rzeczywiście jest częste i powszechnie akceptowane w naszej kulturze.

Wyrok dla Dymka oznaczałby zatem, że wielu innych mężczyzn musiałoby się zacząć bać, że ktoś powyciąga im różne sprawki, których nawet specjalnie nie starali się ukrywać, bo przecież to bardzo sexy mieć opinię playboya i móc się pochwalić swoimi podbojami przed kolegami! Co jednak gdyby okazało się, że z tego powodu mogliby stracić pracę, doświadczyć środowiskowego ostracyzmu, a może nawet trafić do więzienia?

Poza tym życie straciłoby przez to swój szalony smak przygody! Już nie wolno byłoby im łapać za różne części ciała, które przecież same się pchają w ręce! Naprawdę nie można by jak normalny człowiek wykorzystać nietrzeźwej? Nie tylko trzeba by serio traktować każde „nie” – a przecież te dziwki tylko się krygują na niedotykalskie! – ale jeszcze pytać o wyraźne „tak”? Co z dobrą zabawą? Jak można tak odbierać radość życia pełnym wigoru hedonistom?!

Zastanawiam się, ilu z tych, którzy w sprawie Dymka krzyczeli o standardach i domniemaniu niewinności, ma podobne przewinienia na swoim koncie? Ilu z nich po prostu nie wyobraża sobie życia bez tego rodzaju „dobrej zabawy”? Ile osób płci obojga stawało w obronie publicysty, ponieważ znają takich, którzy zachowują się podobnie? A będąc ich przyjaciółmi, wiedzą, że są to przecież w gruncie rzeczy dobrzy ludzie?

Takich mężczyzn musi być bardzo wielu, skoro jak mówią badania Fundacji STER, 22% polskich kobiet zostało zgwałconych, 23% doświadczyło próby gwałtu, 38% zostało zmuszonych do wykonania innej czynności seksualnej, a molestowanych było aż 88%. Ktoś musiał tych przestępstw dokonać. Ktoś musi tych ludzi znać – i w większości przypadków o tym wiedzieć lub przynajmniej podejrzewać.

Przyjrzyjmy się samym przypadkom gwałtu. Ludność Polski to obecnie 38 milionów, z tego nieco ponad połowa płci żeńskiej. Nawet jeśli wykluczymy dziewczynki poniżej 15 roku życia, uznając, że pedofilia to inny przypadek, zostaje około 16 milionów kobiet i nastolatek, z czego 22% daje 3 520 000. Badania mówią, że większość gwałcicieli to przestępcy seryjni – załóżmy zatem, że każdy z nich ma na sumieniu średnio 10 kobiet. Daje to 352 tysiące gwałcicieli. To duże miasto. Na liście największych polskich miast wylądowałoby na ósmej pozycji wyprzedzając Bydgoszcz, Lublin i Białystok. A jeśli dodamy do tego tych, którzy wymuszali inne czynności seksualne albo w ten czy inny sposób molestowali? Tak, oni chodzą po tych samych ulicach co my! Nie mówcie, że ich nie znacie! Gdy ujawniono wieloletnią działalność przestępczą Harvey’a Weinsteina, nikt ze środowiska filmowego nie był zaskoczony. Wszyscy wiedzieli – nikt nie reagował.

Jak wielokrotnie pisano, tym co najbardziej odstrasza potencjalnych przestępców, jest nieuchronność kary, a nie jej wysokość. Obecnie natomiast sprawcy przestępstw seksualnych praktycznie nie muszą się martwić tym, że poniosą jakiekolwiek konsekwencje. 67% spraw tego typu jest umarzanych, a te 33%, gdy postępowanie zostanie wszczęte, to kropla w morzu biorąc pod uwagę, że 90% kobiet w ogóle nie zgłasza takich przypadków uważając całkiem słusznie, że szansa na sprawiedliwość jest nikła, natomiast na wtórną wiktymizację w wyniku działań wymiaru sprawiedliwości – spora. Ponadto sądy wydają wyroki uniewinniające nawet wtedy, gdy sprawca się przyznał, za to konsekwencje prawne spotykają osoby mówiące głośno o przemocy, jakiej doświadczyły. Trudno o lepszą zachętę dla sprawców.

Reforma wymiaru sprawiedliwości może być trudnym i długotrwałym zadaniem, jednak jeśli ważna jest przede wszystkim nieuchronność, a nie rodzaj poniesionych konsekwencji, możemy w tej sprawie zrobić coś od razu. Przestępstwo zgwałcenia ścigane jest z urzędu, a zatem każdy i każda może zgłosić podejrzenie, że do niego doszło i organy ścigania mają wtedy obowiązek te doniesienia sprawdzić. Już sam fakt, że potencjalny sprawca zostanie wezwany, by złożyć wyjaśnienia, da mu poczucie, że ludzie widzą jego postępowanie i reagują. Będzie się musiał wtedy bardziej pilnować i prawdopodobnie w wielu przypadkach uzna, że to, na co miał właśnie ochotę, jest jednak zbyt ryzykowne. Dzięki temu realnie możemy zmniejszyć ilość ofiar takich przestępstw.

I nie, to nie jest wyłącznie sprawa kobiet. Jestem przekonana, że oprócz dużego miasta gwałcicieli istnieje w Polsce znaczna liczba mężczyzn, dla których naruszanie granic kobiet jest czymś zdecydowanie karygodnym i niedopuszczalnym. Ale jeśli tak, muszą mieć oczy i uszy otwarte. Nie mogą bać się mówić.

Często aby wykazać, jak bardzo mizoginiczną religią jest islam, wskazuje się, że według Koranu świadectwo kobiety jest równe połowie świadectwa mężczyzny. Jednak w Polsce podważanie słów kobiet zgłaszających przemoc seksualną jest tak powszechne, że obawiam się, że mogłoby ich nie wystarczyć nawet dziesięć, by przeważyć zdecydowane zaprzeczenie mężczyzny, że nic złego nikomu nie zrobił. Jeśli kobieta oskarża, to na pewno z zemsty i chęci zniszczenia życia dobremu obywatelowi. Co innego jednak, gdy swoje podejrzenia zgłasza bezstronny świadek, który dodatkowo jako mężczyzna wolny jest od przyrodzonej kłamliwości kobiet.

Tak, w tej kulturze jesteście uprzywilejowani także w ten sposób, że wasze słowo ma większą wagę. To zaś oznacza, że spoczywa na was większa odpowiedzialność. Boicie się, bo sprawca jest wysoko postawiony i może wam utrudnić karierę? Tak mówili na przykład aktorzy i reżyserzy, którzy woleli nie ryzykować braku przychylności producenta mającego ogromne wpływy w amerykańskim filmowym światku. Ale jeśli wy się boicie, co ma powiedzieć kobieta, której i tak nie uwierzą, za to prześwietlą na wylot jej życie seksualne i zmuszą do opowiadania z najdrobniejszymi szczegółami tego, co jej zrobiono? Do tłumaczenia się, dlaczego nie krzyczała, nie szarpała mocniej, dlaczego piła albo w ogóle była w złym miejscu o złej porze?

Przyjrzyjcie się jeszcze raz statystykom: co piąta kobieta została zgwałcona. Prawie wszystkie były w ciągu swojego życia molestowane. Jeśli podejrzewacie, że wasz znajomy narusza granice kobiet i nic z tym nie robicie – jesteście współodpowiedzialni.

Często zresztą nie jest to nawet kwestia żadnych poważnych konsekwencji zawodowych, bo chodzi o waszego kumpla, który nic wam tak naprawdę nie może zrobić. Ale przecież z kumplami się trzyma, a nie na nich kabluje! Z kumplami fajnie się pośmiać przy piwku i nawet jeśli skądinąd przyznalibyście, że ich dowcipy są mocno obrzydliwe, nie chcecie uchodzić za drętwego prymusika, co to obrusza się na prawdziwie męskie, twarde rozrywki. Ale czy tego typu „męska przyjaźń” jest warta podtrzymywania, jeśli jej efektem jest poczucie bezkarności u sprawców przemocy seksualnej – i w konsekwencji ogromne ludzkie cierpienia? Czy naprawdę chcecie legitymizować traumy kobiet waszymi porozumiewawczymi śmieszkami i waszym milczeniem?

Owszem, bywa i tak, że zgłoszenie przestępstwa rzeczywiście niesie za sobą poważne ryzyko. Ale i wtedy zostaje coś do zrobienia. Można na przykład wspierać ofiary, dając im poczucie, że jeśli zdecydują się o tym opowiedzieć, zostaną wysłuchane, że jest ktoś, kto potwierdzi ich świadectwo. Według badań fundacji STER ponad połowa kobiet nie mówi o doznanej przemocy nikomu, ponieważ boją się, że ich doświadczenie będzie podważane czy bagatelizowane, że zostaną obarczone winą za to, co im zrobiono. To właśnie na ich milczeniu, które jest efektem społecznej nieufności lub nawet wrogości wobec ofiar przemocy seksualnej, opiera się poczucie bezkarności sprawców.

Eksperci mówią, że gdy jesteśmy świadkami agresywnych zaczepek w miejscu publicznym, nie musimy, a nawet nie powinniśmy otwarcie konfrontować się z ich sprawcą – duże znaczenie ma sam fakt symbolicznego stanięcia po stronie ofiary. Jeśli usiądziemy koło niej w autobusie, spytamy się o samopoczucie i zaczniemy rozmowę na neutralny temat, sprawca nie będzie czuł, że ofiara jest sama, a wszyscy wokół odwracają się plecami. Samo to zmniejsza jego poczucie bezkarności i w analogiczny sposób można wspierać koleżanki w pracy albo nieznaną dziewczynę na imprezie.

Owszem, aby skutecznie walczyć z przemocą seksualną, konieczna jest gruntowna zmiana postaw funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości. Ale przemiana musi nastąpić także w społecznej mentalności i milczącą, lub co gorsza porozumiewawczo śmieszkowatą, akceptację musi zastąpić poczucie współodpowiedzialności za to, co się dzieje tuż pod naszym nosem. Bo dzieje się stale. Jeśli jesteś świadkiem przemocy seksualnej – zgłoś to. Jeśli masz taką możliwość, postaraj się też zrobić zdjęcia czy nagrać wypowiedzi mogące być dowodami w sprawie. Niech przestępcy seksualni w końcu przestaną czuć się bezkarni.