wtorek, 20 marca 2018

Standardy kultury gwałtu




Po tym, jak w tekście „Papierowi feminiści” kilka kobiet ujawniło, że były ofiarami nadużyć seksualnych ze strony znanych dziennikarzy, liczne grono osób ze świata mediów, nauki i kultury podpisało list w obronie „standardów proceduralnych i etycznych w kontekście akcji #metoo”. Ich argument, że publiczne oskarżanie o molestowanie lub gwałt łamie zasadę domniemania niewinności, która jest podstawą systemu prawnego, był potem powtarzany wielokrotnie, między innymi przez Agnieszkę Graff i Agatę Bielik-Robson.

Drugi akt tej sprawy nastąpił niedawno, gdy kilka pism postanowiło zacząć znowu publikować artykuły Jakuba Dymka, z którym współpracę zawiesiła jego macierzysta Krytyka Polityczna. W przypadku pewnego marginalnego portalu internetowego można uznać to za zwykłą, niską chęć wypromowania się na nazwisku „skandalisty”. Jednak wznowienie współpracy z człowiekiem, któremu postawiono tak ciężkie zarzuty, przez poważne pisma, jakimi chcą być Dwutygodnik oraz Tygodnik Powszechny, wzbudziło oburzenie wielu osób i stało się impulsem do wystosowania do ich redakcji listu otwartego. Ja również podpisałam się pod tym listem, myślę jednak, że niedostatecznie wybrzmiała w nim kwestia standardów. Warto do niej wrócić także dlatego, że do standardów odwołują się również sprowokowane przez ów list wypowiedzi prof. Moniki Płatek. Dołączenie kolejnej z nestorek polskiego feminizmu do grupy osób troszczących się o dobre samopoczucie sprawcy przemocy, spowodowało wielki zawód sporej części feministek, w tym niżej podpisanej. Ale wbrew temu, co pisze pani profesor, skuteczne ściganie przestępstw seksualnych i szacunek dla ich ofiar nie doprowadzą do państwa totalitarnego, w którym każdego będzie można „pozbawić mieszkania, pracy, godności – do wyjaśnienia!”

Kwestia domniemania niewinności nie jest jedynym standardem, o który tutaj chodzi, i zanim do niej przejdziemy, zwróćmy uwagę na inne. Standardem przy wydawaniu jakichkolwiek ocen – nie tylko przez sądy, ale także przez wszelkie osoby wypowiadające się publicznie – powinna być bezstronność. Jeśli dyskutujemy, czy Iksiński postąpił źle, nie powinniśmy twierdzić, że jest to mniej złe albo że konsekwencje powinny być mniej poważne, ponieważ jest on naszym dobrym kumplem, prawda? Oczywiście większość ludzi nie użyłaby takiego argumentu wprost, jednak dbałość o standardy publicznej debaty wymaga także pewnej powściągliwości w wypowiedziach, jeśli wiemy, że nie będziemy całkowicie bezstronni. Świadomości, że z tego, że kogoś lubimy i cenimy, nie wynika, że osoba ta nie mogła postąpić źle. Jest to zwłaszcza ważne w kwestiach nadużyć seksualnych, do których często dochodzi właśnie dlatego, że sprawca ma wysoką pozycję społeczną i może być pewien, że nikt nie da wiary ofierze. „Gwałciciele są uroczy, szarmanccy, charyzmatyczni, popularni w towarzystwie i szanowani przez otoczenie. Nierzadko są uznawani za filary swojej społeczności.” – mówił niedawno w wywiadzie Jon Krakauer, autor książki o gwałtach w amerykańskim miasteczku uniwersyteckim. Zatem mówienie: „on jest taki miły i utalentowany, więc na pewno nie mógł tego zrobić” jest klasycznym elementem kultury gwałtu umożliwiającej sprawcom bezkarność.

Czy osoby podpisane pod wspomnianym wyżej listem w obronie standardów tak samo skwapliwie ujęłyby się za Jakubem Dymkiem, gdyby nie był ich dobrym znajomym i współpracownikiem? Gdyby zamiast lewicowej publicystyki pisał prawicową? Albo gdyby był po prostu nieznanym szerzej biznesmenem wykorzystującym swoją pozycję do wymuszania seksu? Szczerze wątpię. W wywiadzie dla Tok.fm Agnieszka Graff stwierdziła, że akcje demaskowania seksualnych agresorów powinny dotyczyć „Weinsteinów tego świata”, a nie kolegów z pracy. Ale biorąc pod uwagę, że Weinstein molestował swoje współpracowniczki, a zatem był właśnie ich „kolegą z pracy”, wygląda na to, że znana polska feministka chce po prostu powiedzieć: owszem, demaskujcie, ale nie naszych kolegów.

W przypadku Tygodnika Powszechnego i Dwutygodnika mamy natomiast do czynienia z kwestią standardów dziennikarskich. Zwróćmy uwagę, że dziennikarz to zawód zaufania publicznego i żeby móc go wykonywać, potrzebna jest wiarygodność. Czy człowiek głoszący pewne zasady i postępujący dokładnie odwrotnie może być choć trochę wiarygodny? Owszem, gdyby Jakub Dymek chciał pisać na przykład o najnowszych modelach mercedesów do pisma typu Playboy, nikt by nie protestował. Ale jeśli media mające wyższe aspiracje zatrudniają dziennikarza, na którym ciążą tak poważne zarzuty, to łamią standardy etyki dziennikarskiej i same pozbawiają się wiarygodności.

Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że dziennikarz X brał udział w bójce w lokalu nocnym doprowadzając do poważnego uszkodzenia ciała i mienia innych osób – sprawa jest w prokuraturze. On sam utrzymuje, że został zaatakowany i tylko się bronił, ale są świadkowie, którzy twierdzą, że to jego agresywne zaczepki sprowokowały zatarg. Poza tym człowiek ten znany jest z popędliwości: kiedyś w złości popchnął kolegę z pracy, innym razem zwyzywał podwładną. Albo inny dziennikarz Y został oskarżony o to, że wykorzystał naiwność starszej kobiety, by wyłudzić od niej mieszkanie. Tłumaczy się, że zna ją od dziecka i ona już dawno obiecała, że je na niego przepisze, bo pomógł jej w wielu sprawach. Rodzina ofiary twierdzi jednak, że o żadnej obietnicy nie mogło być mowy, tym bardziej że ich krewna ma lekką demencję. Skądinąd wiemy też, że oskarżony miał problemy finansowe, a kilkoro innych jego znajomych miało trudności z odzyskaniem pożyczonych mu pieniędzy.

Czy krzyczelibyśmy o domniemaniu niewinności, gdyby poważne redakcje zawiesiły współpracę z takimi dziennikarzami, czy może raczej bylibyśmy oburzeni, gdyby mimo wszystko ją kontynuowały? Zarówno w wymyślonych przeze mnie przykładach, jak i w sprawie Dymka nie ma wprawdzie stuprocentowych dowodów i postępowanie sądowe jest dopiero w toku, są jednak mocne przesłanki by sądzić, że oskarżony dopuścił się przynajmniej części zarzutów. (Argumenty za tym, że mamy dobre powody, by wierzyć oskarżycielkom dziennikarza, przedstawiłam w innym wpisie.) Ponadto czyny, o jakie są oskarżeni, zgodne są z ich charakterem i w mniej poważnej postaci miały miejsce już wcześniej. Ale jeśli uznajemy, że redakcja nie tylko ma prawo, ale nawet powinna zawiesić współpracę z awanturnikiem i wyłudzaczem także przed wyrokiem sądu, powstaje pytanie, dlaczego inaczej oceniamy kwestię nadużyć seksualnych? Czy uznajemy, że są one mniej poważne? A może po prostu mniej wierzymy kobietom?

Te pytania prowadzą nas do kwestii standardów prawnych. Zwróćmy uwagę, że domniemanie niewinności nie jest wartością absolutną i ma swoje granice. Na przykład zanim jeszcze sąd rozpatrzy sprawę, może zadecydować o zastosowaniu aresztu, jeśli istnieją mocne przesłanki, że sprawca jest niebezpieczny, albo jeśli istnieje groźba mataczenia w śledztwie. Areszt jest bezsprzecznie bardzo poważną konsekwencją dla życia oskarżonego, ale owszem, stosowany jest, zanim wykaże się jego winę. Dzieje się tak dlatego, że podstawowym zadaniem wymiaru sprawiedliwości nie jest jednak ochrona ludzi przed niesłusznymi oskarżeniami, ale ochrona ofiar przed ich krzywdzicielami i doprowadzenie do tego, by winni ponieśli karę. Owszem, skazanie niewinnej osoby jest niesprawiedliwością, ale dążenie do uniknięcia jej nie może być ważniejsze niż dobro ofiar: byłych oraz potencjalnych. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że osoba podejrzana o nadużycia seksualne wobec dzieci powinna zostać w trybie natychmiastowym odsunięta od pracy z nimi. Czy ktokolwiek mówiłby wtedy o domniemaniu niewinności?

Owszem, sprawa Jakuba Dymka to inny przypadek. Nie wydaje się, żeby były przesłanki do zastosowania aresztu, należałoby jednak stanowczo nie dopuszczać do sytuacji, w których miałby on możliwość wykorzystania swojej pozycji do wymuszenia kontaktów seksualnych. Z cytowanego wyżej wywiadu z Jonem Krakauerem dowiadujemy się, że „statystyki ujawniają […] prawidłowość: gwałcicieli jest niewielu, ale są oni przestępcami seryjnymi. Oznacza to, że jeśli ktoś dopuścił się gwałtu, prawie na pewno skrzywdzi inną kobietę.” Zatem do czasu wyjaśnienia sprawy Jakub Dymek nie powinien być szefem żadnej kobiety, ani też zajmować jakiejkolwiek innej nadrzędnej pozycji, która otwierałaby drogę do nadużyć, jak miało to miejsce w przypadku oskarżających go kobiet.

Odmienne przestępstwa wymagają różnego rodzaju postępowań sądowych oraz środków zapobiegawczych. Podważenie zasady domniemania niewinności przez zastosowanie aresztu w pewnych typach spraw nie prowadzi automatycznie do zawieszenia jej we wszystkich innych przypadkach. Nikt nie mówi, że środki zapobiegawcze wobec podejrzanych o pedofilię miałyby automatycznie przekładać się na przykład na alimenciarzy. Dlaczego zatem słyszymy katastrofalne wizje odbierania mieszkań i arbitralnego zamykania ludzi w więzieniach, gdy twierdzi się, że ochrona ofiar nadużyć seksualnych i skuteczność ścigania tego typu przestępców wymagają odmiennego podejścia do zasady domniemania niewinności?

Standardy postępowania w przypadku brutalnych morderstw albo poważnych przestępstw gospodarczych są od dawna znane i nie wzbudzają kontrowersji. Natomiast akcja #metoo pokazała, że istniejące standardy ścigania przestępstw seksualnych są rażąco nieskuteczne. Historie, jakimi dzieliły się rzesze kobiet w mediach społecznościowych, pokazały nie tylko to, że wielu mężczyzn nie widzi nic złego w wymuszaniu kontaktów seksualnych, ale także to, że są oni praktycznie całkowicie bezkarni. A zatem odpowiedzialność za krzywdę milionów kobiet ponoszą nie tylko ich gwałciciele czy molestatorzy, ale również ci wszyscy, których milczenie, selektywna uwaga i brak zaufania do świadectw kobiet zapewniały przestępcom bezkarność.

Jak wiadomo, standardem postępowania w sprawach dotyczących gwałtów było jak dotąd przede wszystkim obwinianie ofiary. Co miała na sobie, czemu była w złym miejscu o złej porze, czemu piła alkohol i czy aby na pewno cnotliwie się prowadziła? Czy oskarżając o molestowanie przypadkiem się nie mści, jak to odrzucone furiatki mają w zwyczaju? Może po prostu z zazdrości chce zniszczyć karierę młodego zdolnego? Obowiązujące de facto domniemanie winy i kłamliwości ofiary sprawia, że w większości przypadków nie zgłaszają one na policję doznanych krzywd, a często nie mówią o tym absolutnie nikomu przekonane, że na pomoc i sprawiedliwość nie mają szans, mogą tylko co najwyżej zostać powtórnie straumatyzowane. Oczywiście sprawcy takich przestępstw również są tego świadomi – śpią spokojnie i dalej gwałcą.

Nadużycia seksualne są szczególnym rodzajem przestępstw. Ich skutki są znacznie bardziej niszczące dla psychiki ofiar niż w przypadku zwykłego naruszenia cielesnej nietykalności, ponieważ wiąże się z nimi ogromny wstyd. Dlatego też ujawnienie sprawców wymaga niezwykłej odwagi, a psychiczny koszt publicznego mówienia o swojej krzywdzie jest olbrzymi, nawet jeśli ofiara nie spotyka się z podważaniem jej wiarygodności i przerzucaniem na nią odpowiedzialności za to, co jej zrobiono. Jeśli dodatkowo sprawca ma nad ofiarą władzę, bo jest jej przełożonym, wykładowcą lub też opiekunem osoby małoletniej, samo ujawnienie przestępstwa staje się tak trudne, że proceder ten często trwa bezkarnie przez wiele lat. Dlatego aby umożliwić skuteczne ściganie takich czynów, wprowadzono zasadę odwróconego dowodu w sprawach o molestowanie w miejscu pracy. Oznacza ona, że to pracodawca musi udowodnić, że nie doszło do molestowania albo że należycie na nie zareagował, ofiara musi jedynie molestowanie uprawdopodobnić.

Tak! Taka zasada już istnieje w polskim prawie i mimo to nie żyjemy w totalitarnym państwie, w którym arbitralnie wtrąca się do więzień na podstawie byle pomówienia! Dzieje się tak nie dlatego że, jak się domyślamy, sądy tej zasady w praktyce nie stosują, lecz dlatego, że nie jest ona żadnym zagrożeniem dla porządku prawnego. Wręcz przeciwnie: zagrożeniem jest właśnie niestosowanie tego prawa przez sądy. Bo nie, ich celem nie jest chronienie nas przed „sowiecką totalitarną zapazuchą”, przed którą przestrzega prof. Płatek, lecz podtrzymywanie kultury gwałtu, w której bagatelizuje się przestępstwa seksualne i z zasady nie wierzy kobietom, które je zgłaszają. W kulturze tej skandalem jest nie to, że „znany, lubiany i utalentowany” miał możliwość przez wiele lat molestować i gwałcić, lecz to, że jego czyny w końcu zostały ujawnione niszcząc, o zgrozo, jego dobre imię i karierę! To jemu się współczuje, a krzywda kobiet to przecież normalna, nieusuwalna część ich życia. Taki mamy klimat po prostu. Nie trzeba było się rodzić kobietą.

Powiedzmy to wprost: system prawny jest częścią systemu władzy, dlatego to nie przypadek, że na przykład w USA domniemanie niewinności w stosunku do Afroamerykanów działa jakoś tak jakby mniej. W rezultacie są oni skazywani na znacznie słabszych podstawach i dostają wyższe wyroki, często za wykroczenia, które białym uszłyby całkowicie na sucho. W ten sposób podtrzymywana jest hierarchia rasowej władzy i tak samo też celem kultury gwałtu jest zachowanie podrzędnej roli kobiet. Stałe niszczenie ich poczucia własnej wartości i pewności siebie. Uniemożliwianie im zawodowego awansu i podważanie ich pozycji – co mogłoby przecież zaburzyć „normalne” relacje społeczne ustawiające mężczyznę nad kobietą, dające mu prawo do jej ciała i uciszające jej głos.

Ale nie chodzi tu tylko o utrwalanie patriarchatu. Stawką są też konkretne życia, konkretne ludzkie cierpienie. Przytoczmy jeszcze jeden cytat z wywiadu z Jonem Krakauerem:

Według psychologów ofiarom przemocy seksualnej znacznie trudniej poradzić sobie z traumą, gdy sprawcą jest ktoś znajomy. Wówczas przemoc niszczy cały dotychczasowy świat, a przede wszystkim podważa sens ufania komukolwiek. Ofiara zaczyna wierzyć, że każdy może ją skrzywdzić, a niebezpieczeństwo czai się wszędzie. Gwałt towarzyski [dokonany przez osoby znane ofierze, w okolicznościach uznanych za bezpieczne - przyp. red.] kompletnie zaburza podstawową zdolność oceny sytuacji, czyniąc z najprostszych, codziennych czynności wyzwania ponad siły. Przede wszystkim ofiara nie wierzy samej sobie, przez co cały świat zmienia się w miejsce przerażające i nieprzewidywalne. Nie ma się czemu dziwić, w końcu gwałt towarzyski poprzedzają sytuacje niewinne i zdawałoby się bezpieczne, dlatego potem tak trudno, jeśli to w ogóle możliwe, odbudować zaufanie do drugiego człowieka.

Nikt nie powinien być zmuszony do życia w świecie tak fundamentalnie pozbawionym poczucia bezpieczeństwa. Niestety dotyka to milionów kobiet, a podważając ich świadectwa, odbieramy im resztki wiary w ludzi. Twierdząc, że bronimy standardów porządku prawnego i udając, że nie wiemy, iż zasada domniemania niewinności nie jest w nim wartością absolutną, budujemy społeczeństwo, w którym sprawcy nadużyć seksualnych mogą spać spokojnie, a ich ofiary nigdy nie poczują się bezpiecznie. Takie standardy są standardami kultury gwałtu.


grafika: Stefan Żuchowski, koncepcja: Małgorzata Anna Maciejewska

2 komentarze:

  1. sprawa Dymka została umorzona. jakie jest zdanie Autorki na ten temat?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwi to za bardzo, skoro inny sąd uniewinnił niedawno Małkowskiego, chociaż skazał go sąd niższej instancji i w tamtej sprawie były ślady biologiczne oraz nagrania. A w jeszcze innym przypadku prokuratura umorzyła sprawę gwałtu tłumacząc, że ślady pigułki gwałtu w organizmie dziewczyny wytworzyły się same: http://codziennikfeministyczny.pl/nastolatka-zgwalcona-klubie-jej-krwi-tzw-pigulka-gwaltu-prokuratura-twierdzi-ze-substancja-mogla-wytworzyc-sie-samoistnie-umarza-sprawe/

      Ale właśnie dlatego, że po sądach w Polsce (i nie tylko zresztą) można się spodziewać, że będą umarzać sprawy lub uniewinniać gwałcicieli, nawet jeśli są silne dowody, to ta decyzja kompletnie nie przekonuje mnie co do niewinności Dymka. Ta sprawa jest znacznie trudniejsza od wspomnianych wyżej, ale myślę, że możliwa byłaby rzetelna analiza psychologiczna osób uwikłanych, spójności ich zeznań, środowiskowych opinii (myślę, że KP nie wywaliłaby go, gdyby nie było powszechnie znanym faktem, że ma skłonność do przedmiotowego i przemocowego traktowania kobiet) - i być może coś by mogło wyniknąć z takiego poszlakowego procesu. Ale nie w obecnym systemie prawnym, w którym zresztą przestępstwo molestowania istnieje tylko w kodeksie pracy.

      Zasadniczo szykuje się tekst podsumowujący tę sprawę w szerszym kontekście: będę się odwoływać też np. do "Missouli" Krakauera i teorii braterskiej umowy społecznej Carole Pateman. Więc polecam obserwowanie tego bloga lub mojego profilu fb: https://www.facebook.com/wjadrodyskursu/

      Usuń