Do pewnych tekstów warto wracać, bo są wciąż aktualne: nie tylko dlatego, że pomysł wciąż świeży, ale ponieważ rzeczywistość nie raczyła się zmienić i trapią nas stale te same problemy. Poza tym czytanie tekstów w kolejności ich publikacji - i z konieczności odchodzenie starszych w niepamięć - czasami utrudnia zobaczenie szerszej perspektywy i tego, jak starsze i nowsze ujęcia łączą się w pewną całość.
Dlatego w tej zakładce będę umieszczać te z moich tekstów, z których wciąż jestem zadowolona i uważam, że się nie zdezaktualizowały pogrupowane tematycznie wedle ważnych w danym momencie tematów.
Feminizm
To bardzo ważny element mojej tożsamości. Blog został
zainaugurowany właśnie feministycznym wpisem, zapowiadają się też kolejne. Takie
wątki pojawiały się w wielu moich artykułach, ale niekoniecznie na pierwszym
planie, ponadto często odnosiły się do bieżących dyskusji, których kontekst
jest już przeszłością.
Z wciąż aktualnych polecam artykuł „Jedenaste nie narzucaj”, w którym pokazuję, że za prawem do aborcji można argumentować także z dosyć
nieoczywistej perspektywy etyki troski, a do logicznego uporządkowania tej
problematyki przydaje się znany od starożytności „paradoks łysego”.
O tym, dlaczego praca opiekuńcza jest tak niedoceniana i jak
to świadczy o nas jako o społeczeństwie, pisałam w artykule „Cena opieki, cena prestiżu”. Natomiast przyczyny trwałości dyskryminacji analizowałam w tekście
„Znajdźcie mi nie-seksistę! Czyli o trwałości dyskryminacji”. Wywołał on
burzliwe dyskusje i ciężkie towarzyskie obrazy, ponieważ twierdzę w nim, że w
patriarchalnym systemie, w jakim żyjemy, nie istnieją nie-seksiści: każdy i
każda z nas przynajmniej od czasu do czasu wpada w „oczywiste” sposoby oceniania
na podstawie podwójnych standardów. A o tym „dobrzy lewicowi feminiści” wcale
nie chcą słuchać.
Dominacja i dyskurs
Dyskurs jest zasadniczo męski, a ponadto rządzi się celebryckim
prawem „nazwiska”, co prowadzi do tego, że rozpoznawalność liczy się bardziej
niż jakość argumentacji. Aby pokazać, jak to działa i pozwolić czytelniczkom i
czytelnikom namacalnie zobaczyć, jak zmienia się ich percepcja tekstu wraz ze
zmianą podpisanego pod nim nazwiska, opublikowałam artykuł pod pseudonimem Jacek Żakowski. Żart się udał, okazało się, że całkiem sporo osób się nabrało,
a ja miałam przyjemność czytać pełne podziwu komentarze adresowane do „pana
Jacka”.
Obecnie jedną z grup, w które szczególnie silnie uderzają pełne
uprzedzeń dyskursy, są muzułmanie. W artykule „Dlaczego muzułmańscy uchodźcy zabijają?” starałam się skłonić czytelniczki i czytelników do wyobrażenia sobie,
jak by im się żyło z łatką potencjalnego terrorysty. Kilka lat wcześniej pisałam natomiast o
islamskich punkowcach usiłujących odzyskać władzę definiowania własnych
tożsamości.
Problem terroryzmu wiąże się z pytaniem o tortury, które
były stosowane także w Polsce, pomimo zakazujących ich konwencji. W artykule
„Legendy o torturach” wykazywałam, że argumenty za ich dopuszczalnością są
bezzasadne, ponieważ tortury są po prostu nieskutecznym narzędziem uzyskiwania
informacji. A uciekamy się do nich, żeby uniknąć poczucia bezsilności i zachować
iluzję, że zawsze możemy coś zrobić. I w ten sposób nie robimy tego, co
naprawdę mogłoby zmniejszyć zagrożenie terrorystyczne.
Problem brutalnej walki z zagrożeniem, które się samemu wytworzyło
i wciąż nieustannie wytwarza, jest szczególnie jaskrawy w przypadku państwa
Izrael. Tutaj również mamy do czynienia z dyskursami, które ustawiają jednych w
roli niewinnych ofiar, innym przypinając gębę agresorów. Ostra krytyka wywiadu,
jakiego kilka lat temu prof. Bauman udzielił Arturowi Domosławskiemu,
zainspirowała mnie do postawienia pytania „Czy wolno porównywać Izrael do nazistów?” i naszkicowania mechanizmu
przemiany ofiar w katów.
Dyskryminowaną grupą w naszym społeczeństwie są jednak nie
tylko kobiety, osoby o innym kolorze skóry, wyznające inną religię czy
nieheteroseksualne. W artykule „Z kamerą wśród robotnic i… dobroczyńców”
pisałam, że ludzie pracujący fizycznie, chociaż stanowią liczną grupę
społeczną, są w naszej kulturze marginalizowani. Ich perspektywa praktycznie
nie pojawia się w mediach, chyba że w sposób silnie naznaczony stereotypami, i
jest nam często bardziej obca niż obyczaje dalekich ludów.
Ta tematyka będzie kontynuowana na blogu, ale jak już
jesteśmy przy robotnicach, to trzeba zostawić też jakąś rysę na dyskursie
ukazującym kapitalizm jako najbardziej racjonalny, czy wręcz jedyny sensowny
system ekonomiczny. Chociaż takie przekonania wciąż są szeroko rozpowszechnione,
można wykazać, że kapitalistyczna zasada ekonomicznej racjonalności przynosi
skutki odwrotne do deklarowanych i dlatego jest całkowicie nieracjonalna. Tekst
stary, ale sądzę, że wciąż jary, chociaż od tego czasu coraz częściej można się
spotkać z różnego rodzaju krytykami kapitalizmu.
Patriotyzm i tradycja
Jednym z najtrudniejszych i najbardziej dzielących społeczeństwo
problemów jest obecnie kwestia patriotyzmu i stosunku do tradycji. Gdy władza zaprzęga
instytucje państwowe do propagowania patriotycznych postaw, łaskawym okiem
patrząc na grupy nieodróżniające miłości do ojczyzny od ksenofobii, konieczne jest
zastanowienie się, czy możliwe jest rozumienie patriotyzmu w otwarty,
niewykluczający sposób – i czy nasze sposoby promowania tolerancji nie wzmagają
przypadkiem uprzedzeń?
Tematykę tę podjęłam po raz pierwszy w 2010 roku po udanej
blokadzie marszu narodowców, w którą aktywnie zaangażowała się Gazeta Wyborcza zachęcając
do „wygwizdania faszystów”. Myślę, że to właśnie tamto upokorzenie doprowadziło
do mobilizacji środowisk radykalnej prawicy, której rezultatem są obecne
wielotysięczne Marsze Niepodległości. W artykule „Biało-czerwona deska ratunku”
pisałam, że przyczyną identyfikacji z nacjonalizmem jest przede wszystkim lęk
przed utratą poczucia kontroli, który potęgowany jest przez pewnego typu
liberalne narracje. Wydaje się, że ten tekst zainspirował powstanie znanego
memu o Konopnickiej. W każdym razie artykuł jest od memu dwa lata starszy.
Kilka lat później rozwinęłam tę tematykę w dwuczęściowym
artykule „Lewica, peryferie, patriotyzm”. W pierwszej części przedstawiłam
krytykę głośnych wtedy tez Jana Sowy, że Polska i w ogóle cała Europa wschodnia
jest po prostu „brakiem”, a argumentację tę kontynuowałam odpowiadając na polemikę z moim tekstem opublikowaną w piśmie „Bez dogmatu”. Natomiast w
drugiej części zarysowałam propozycję tego, jak można rozumieć lewicowy,
niewykluczający patriotyzm. Wydaje się, że to właśnie ten obszerny artykuł był powodem
zaproszenia mnie na debatę „Czyja Polska? Kto ma prawo do patriotyzmu?”, w
której byłam jedyną kobietą i jedyną osobą o przekonaniach lewicowych, a mimo
to sądzę, że dałam radę. Najważniejsze to zacząć od porządnej logicznej
analizy, a postulat „żeby Polska była Polską” świetnie się do niej nadaje.
Ponieważ w moim rozumieniu patriotyzmu zakorzenienie i
znajomość własnej tradycji jest czymś niezwykle istotnym, na koniec proponuję
jeszcze artykuł o tym, że sięgnięcie do kultury tradycyjnej może się nam
obecnie przydać nie tylko z tożsamościowego punktu widzenia, ale że jest kluczowe
także z perspektywy politycznej, ponieważ umożliwia nam stworzenie idei
autentycznej modernizacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz